niedziela, 22 grudnia 2013

Chapter twenty two

Mam to przed oczami. Mam to jak Dean leży na środku ulicy z kałużą krwi obok... To, jak jego usta są delikatnie rozchylone i umazane czerwoną cieczą... To, jak powoli oddycha. Dlaczego on to zrobił ? Jaki miał cel ? Chciał umrzeć ? Dlaczego ? ... Zadawałam sobie masę pytań nie znając na nie odpowiedzi. Wciąż siedzę na kanapie, owinięta kocem z milionem zużytych obok chusteczek. Ciągle łzy spływają mi po policzkach, ciągle nie mogę uwierzyć, że on... że jemu mogło się coś stać. Chciałam pojechać razem z lekarzami i z nim do szpitala, lecz nie pozwolili mi. Ani Rose, ani ja nie możemy uwierzyć. Rose daje jeszcze radę ... ale ja ? Ja czuje się, jakbym  straciła coś bardzo ważnego. Nie straciłam go i  wierzę, że nigdy nie stracę, ale to cholerne uczucie w sercu. Czuję, że to ja zawiniłam ciągłymi awanturami z mojej strony. On mnie kocha i poświęciłby dla mnie życie, a ja mam różne wąty. Jestem suką. Nie potrafiłam zauważyć, że Dean wcale nie jest taki jaki kiedyś i że się zmienił. Nie potrafiłam zauważyć, że się stara... dla mnie. Powinnam docenić każde jego wzmaganie i to, że jest przy mnie... Stało się co się stało, ale nie powinnam dłużej myśleć o tej głupiej zdradzie, jeżeli mogę to tak nazwać. W tej chwili liczy się tylko on, mój cały świat.

-Vanessa, jak się czujesz ? - zapytała Rose siadając obok mnie. Miała podkrążone od płaczu oczy, tak jak ja. - Nie martw się. Wszystko będzie dobrze.
-Mam nadzieję Rose. Czemu on to zrobił ? Czemu ? - łza znów spłynęła mi po poliku - Przecież wie, że go kocham...
-Nie pytaj się mnie kochana. Spróbuj o tym nie myśleć. Wiem, że to trudne, ale powinnaś. Nie długo przyjadą tu twoi przyjaciele.
-Skąd wiesz ? Dzwonili ? - zapytałam
-Tak. Odebrałam twój telefon. Przepraszam, mogłam ci go przynieść, ale wiem, że nie dałabyś rady im wszystkiego powiedzieć.
-Nic się nie stało. - powiedziałam

Po chwili zadzwonił dzwonek. Wstałam, po czym podeszłam do drzwi. Biorąc głęboki oddech otworzyłam je. Widząc Kierana, Seana, Kita i dziewczyny następne łzy mimowolnie spłynęły mi po policzkach. Ich twarze nie przypominały wesołych przyjaciół. Byli w tym ze mną. Wiedzą co czuję, przez to, że mój chłopak leży teraz w szpitalu... nie przytomny... z ranami na ciele. Popatrzyłam w oczy Kierana widząc współczucie. Mocno go przytuliłam, co odwzajemnił. Wkrótce wszyscy wykonaliśmy grupowy uścisk. Zaprosiłam ich do środka. Wszyscy oprócz Kierana usiedli wygodnie na kanapach. Ponownie mnie przytulił i szepnął kilka miłych słówek do ucha, powodując, że bardziej zaczęłam wierzyć, że wszystko się ułoży. Tego mi przecież brakowało. Miłości i miłych słów. Kieran jego bratem i tak na prawdę nie wiem kto bardziej odczuwa jego nieobecność przy nas. Ja czy on ? On kocha go tak jak każdego z rodziny, a ja jako chłopaka z moich snów. Ale nie będę teraz o tym rozmyślać.

-Kieran, tak chcę by on z tego wyszedł ... - powiedziałam w jego szyję, nadal tkwiąc w uścisku - Tak bardzo go kocham ...
-Wszystko będzie w porządku Vanessa. Musi być. - szepnął, gładząc moje włosy - Pojedziesz ze mną do szpitala go odwiedzić ?
-J-ja ? - za jąkałam się - Oczywiście. A inni ?
-Zgodzili się na to, żebyś pojechała tam ze mną. Tylko my. - odparł
-Dlaczego ? - zapytałam zdziwiona. W końcu Sean to też część rodziny, tak samo mogę powiedzieć o Kicie, więc nie rozumiem słów Kierana. Nie będę wchodzić w ten temat.
-Oni nie są na tyle silni. Nie wiedzą jak spojrzą w oczy poszkodowanego Dean'a. Za bardzo go kochają, by mogli widzieć jak cierpi.
-Dobrze, to chodźmy.

***

Jechaliśmy do szpitala około 20 minut, czemu się nie dziwie, bo Kieran pędził z 140 kilometrów na godzinę. Całą drogę przejechaliśmy w ciszy. Nikt z nas nie był gotowy na zobaczenie Dean'a w takim stanie. Pewnie leży teraz taki bezbronny, biedny ... ma zamknięte oczy, a jego serce powoli, ale stabilnie bije. Boje się, że zacznę tam ryczeć i nie będę mogła przestać. Nigdy nie widziałam jego w takim stanie... szczerze nigdy bym nie chciała, ale wyszło szydło z worka. Przez nasze kłótnie próbował się zabić i wiem, że to przez to. Jestem dosłownie pewna. Próbował się zabić .... przeze mnie ? Oh. Nie chcę myśleć w ten sposób, ale jaki był by inny powód ? Przysięgam, że jeżeli on umrze... To ja też. Jestem w ciąży, owszem. W takim razie będziemy we trójkę w niebie. Będziemy szczęśliwi, a najważniejsze... będziemy blisko siebie. Tak będzie najlepiej.

-Vanessa, chodź. - powiedział Kieran wychodząc z auta

Przytaknęłam, po czym wyszłam z samochodu od razu nabierając kierunek - Szpital. Przejście przez ten cały ogromny parking zajęło nam 10 minut. Kieran powiedział, że musi iść na chwilę do recepcji, by ktoś mógł nas zaprowadzić do Dean'a. Poszłam usiąść na kanapę. Nie wierzę, ze jestem tutaj po to, by odwiedzić swojego chłopaka. Nie przypuszczałam, że ktoś mi bardzo bliski będzie mógł zrobić coś tak okrutnego. Po pewnym czasie Kieran wrócił, a młoda blondynka, zapewne pielęgniarka, zaprowadziła nas do sali 54 ... Weszłam jako druga, by po chwili móc zobaczyć jego. Deana. Nie przytomnego blondyna z wieloma siniakami i ranami na twarzy. Jego oddech był nierównomierny, a puls niski. Był taki jakiego go sobie wyobrażałam. Leżał taki bezbronny. Podeszłam do niego, a następnie usiadłam na taborecie przy łóżku. Widziałam jak cierpi. Jak mu ciężko. Wyciągnęłam powoli swoją dłoń, a po chwili delikatnie pogładziłam jego zimny policzek. Tęskniłam za nim. W tym momencie jednego czego bardzo pragnęłam było przytulenie go. Chciałabym mu znów powiedzieć jak dużo dla mnie znaczy... jak bardzo go kocham i przepraszam za wszystko co zrobiłam źle. Za to, że po prostu jest tu dla mnie.

-Vanesaa, ja wyjdę. Pewnie chcesz mu coś powiedzieć na osobności. - odparł
-Dobrze - uśmiechnęłam się lekko

Kieran wyszedł, a ja znów spojrzałam na Deana. Wciąż miałam nadzieję, że otworzy swoje oczy, spojrzy na mnie swoimi brązowymi, lśniącymi tęczówkami i powie ; 'Vanessa... tak bardzo za tobą tęskniłem...'. Wciąż miałam nadzieję, że się odezwie. Ponownie przyłożyłam swoją dłoń do jego policzka i powiedziałam jak bardzo go kocham. Muszę mu powiedzieć tyle ważnych rzeczy. To jest odpowiednia chwila ? Myślę, że tak.

-Dean.. wiem, że mnie nie słyszysz... - westchnęłam - Ale muszę ci powiedzieć coś bardzo ważnego. Proszę, nie opuszczaj mnie. Nie możesz. Jesteś silnym chłopakiem - łza spłynęła mi po policzku - Jesteś bardzo silnym chłopakiem - poprawiłam się - I wiem, że dasz radę. Przeżyjesz. Masz dla kogo. Ugh, tak bardzo chciałabym się usłyszeć. - uśmiechnęłam się przez łzy - Kocham cię... i .. - za jąkałam się - I twoje dziecko również będzie cię kochać. Mimo, że cię nie pozna. Dean... będziesz ojcem. Nie zostawiaj mnie z tym samej. Proszę. Kocham cię skarbie - pogładziłam znów jego policzek - I zawsze będę.


W tej chwili do pomieszczenia wszedł Kieran. Wstałam, a następnie podbiegłam do niego, by go mocno przytulić. Brakuje mi tego. Brakuje mi szczęścia i miłości. Brakuje mi po prostu Deana i jego głos, jego ciepłego ciała. Zaczęłam płakać. Nic nie jest do końca wiadome, ale i tak tak cholernie się martwię. Czuję, że go już straciłam, choć tak się jeszcze nie stało. Niech wszystko się ułoży proszę. Nagle maszyna stojąca obok Dean'a zaczęła piszczeć. Nie wiedziałam co się stało. Kieran wybiegł na korytarz zawołać jakieś pielęgniarki, lekarzy. Po chwili kazali nam wyjść z sali. Co się dzieję ?

-Kieran przytul mnie, proszę cię - powiedziałam, pozwalając, by łzy spływały po moich polikach - Niech wszystko powróci do normy...
-Csii - mocno mnie objął ramionami - Nie płacz Vanessa. Będzie dobrze. Uwierz w to. Postaraj się.
-Tak bardzo go kocham Kieran. Co jak on ... odejdzie ? - powiedziałam
-Nie mów tak. Bądź dobrej myśli Ness.

Po chwili lekarz wyszedł z sali. Kieran uwolnił mnie z uścisku, a ja czułam, że coś złego zaraz się wydarzy.

-Przykro mi ... Ale... - zaczął lekarz - On był za słaby. Jeszcze raz mi przykro, że nie mogliśmy uratować pańskiego brata.

To się kurwa nie dzieje. Cały świat zaczął wirować mi się przed oczami. Miałam w głowie słowa 'Przykro mi...'. Zaczęłam patrzeć się w oczy lekarza. On nie żartował. To nie jest ukryta kamera prawda ? Oni nie chcą mnie w nic wrobić, tak ? On właśnie... umarł. Jego serce w tej chwili przestało bić. Jego oczy już nigdy się nie otworzą. Jego usta nic nic nie powiedzą. Nie obejmie mnie swoim ramieniem. Nie powie, że mnie kocha. On umarł. Już nigdy go nie przytulę. Nie zobaczę jego uśmiechu. To koniec. Wybiegłam ze szpitala z rozmazanym makijażem. Miałam w dupie, że ludzie się na mnie patrzeć, ja cholera jasna, straciłam najważniejszą osobę w moim życiu. Osobę, która mnie przy nim trzymała, pomimo wszystko. Ja kurwa jestem teraz nikim ! Nie mam nikogo ! Właśnie przed chwilą połowa mojego serca odeszła. Czyż nie lepiej, by druga także odeszła ? Biegłam ile sił w nogach. W końcu dotarłam do bardzo ruchliwej ulicy. Obejrzałam się dookoła. Świat był piękny, dopóki nie straciłam Deana. Teraz nie ma kolorów, jest nudny i beznadziejny. Może tam w niebie będzie mi lepiej. Przepraszam. Nam. Będziemy wszyscy we trójkę. Będziemy znów szczęśliwi. Znów zobaczę jego uśmiech. Znów go przytulę. Będziemy razem.

-Niedługo się spotkamy Dean. Niedługo będę razem z tobą kochanie. - powiedziałam, po czym weszłam pod rozpędzone auto.

***

Ciemność. Nic nie widzę. Nic nie słyszę. Po chwili pojawia się jasność. Czyżbym już była w innym świecie ? Czy niedługo zobaczę Deana ?

~~

Widzę. Stoi tam w swojej czerwonej bluzie. Uśmiecha się do mnie, a ja to odwzajemniłam. Znów się widzimy. Podeszłam do niego, aby spojrzeć mu wprost w brązowe tęczówki, które tak bardzo kocham. "Znów jesteśmy razem skarbie. Tym razem nic nas nie rozdzieli"

~~

"Istniejemy na tyle na ile kochamy ..."


_______________________________________

Ostatni rozdział na Maybe It's Just He's The One.... Szkoda : ( Chcę wam podziękować, za tyle wejść na bloga. Za tyle pozytywnych komentarzy, które motywowały mnie do dalszej pracy. Kocham was. Dziękuję, że tu jesteście.
Życzę wam również wesołych świąt ! Mam nadzieję, że spędzicie je w gronie najukochańszych :))
Niedługo powinien pojawić się Epilog, ale nie wiem dokładnie kiedy. Niedługo święta, więc mniej czasu na napisanie, ale spodziewajcie się go pod koniec następnego tygodnia :)
Szczerze ? Płakałam przy pisaniu tego rozdziału. Kto z was również ? :)

                        Czytasz = Komentujesz 

















13 komentarzy:

  1. Boże Asia. Nie jestem wstanie nic pisac przez łzy.
    @veronicaroomie

    OdpowiedzUsuń
  2. Asia?!!! Dlaczego? Mam nadzieję, że będziesz coś jeszcze pisała! / Ania ;)x

    OdpowiedzUsuń
  3. Płakałam :(
    Nie wiem co napisać. Z jednej strony jest mi smutno, że Vanessa, Dean i ich dziecko umarli, a z drugiej cieszę się, że znów mogą być razem. Przepraszam, nie umiem tego opisać słowami
    @pizzafordean

    OdpowiedzUsuń
  4. W połowie zaczęłam ryczeć ;_;
    Szkoda,że to już koniec. :c Mam nadzieję, że nie kończysz przygody z pisaniem. /Magda

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie mogę tego przeczytać do końca za słaba jestem

    OdpowiedzUsuń
  6. jestem w szoku!!
    Nadal płaczę :<
    nie wierzę że to koniec :c
    @Karu_xxx

    OdpowiedzUsuń
  7. Popłakałam się , jezuu ;c
    Mam nadzieję że nie skończysz pisać opowiadań , bo są naprawdę świetne ! <3
    Mówiłaś coś o nowym opowiadaniu ? ;o podaj stronkę :*

    OdpowiedzUsuń
  8. O MATKOOOO!
    Myślałam, że Vanessa przeżyje i będzie mieć dziecko :c

    OdpowiedzUsuń
  9. Popłakałam się czytając ten rozdział :( będę tęsknić tak bardzo za nowymi rozdziałami

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  11. Właśnie zniszczyłaś mi życie... Popłakałam się... Kurde noo... To nie może być prawda.. Twój blog był genialny.. Czemu tak go zakonczyłaś?? Tak tragicznie,gdy akcja zaczęła sie rozkręcać. Trudno, ale był genialny. Dziękuję za tą przygodę :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie wiem co powiedzieć... To było takie piękne opowiadanie... Musisz zacząć pisać nowe, ponieważ masz talent ;)
    PS jeśli wznowisz działalność powiadom mnie ;*

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie wiem co powiedzieć... To było takie piękne opowiadanie... Musisz zacząć pisać nowe, ponieważ masz talent ;)
    PS jeśli wznowisz działalność powiadom mnie ;*

    OdpowiedzUsuń