poniedziałek, 6 stycznia 2014

niedziela, 5 stycznia 2014

Epilog

*Kieran's Pow*

Kwiaty. Wszędzie kwiaty. Tylko one nadają kolorów dzisiejszemu dniu. Minęły trzy dni od śmierci Vanessy i Deana, a ja tak bardzo za nimi tęsknie. To nie to samo, gdy nie widzi się brata przez tydzień, gdy ten wyjechał gdzieś... to jest gorsze, i to o wiele, bo wiem, że już nigdy nie będzie tak jak dawniej. Już nigdy go nie przytulę, nie porozmawiam i nie powiem jaki to on jest leniwy. Już nigdy nie odbędziemy braterskiej bójki, jak to dawniej i nie pójdziemy do baru... Zespół się właśnie rozpada. Miłość jest cholernie trudna. Oni kochali się zbyt mocno... zbyt. Byli idealną parą... idealny chłopak i idealna dziewczyna... to dlaczego musiało ich to spotkać ? Nie chcę o tym dłużej myśleć, ale nie mogę przestać. Wciąż mam w głowie słowa lekarza "Przykro mi, ale on był za słaby...". Wciąż mam przed oczami jak Dean leży, ma zamknięte oczy i ledwo co oddycha. Wciąż widzę jego uśmiech na twarzy, gdy jest w pobliżu Vanessy. Wciąż widzę Vanessę, która wybiega ze szpitala. Po chwili poczułem jak pojedyncza łza spływa mi po poliku. Rzeczywistość. Muszę się z nią pogodzić i z tym, że ich już nie ma i nic nie da się zrobić. Zostało mi jedynie pożegnać ich i mieć nadzieję, że będą gdzieś tam na górze razem.. szczęśliwi. Za kilkadziesiąt lat się spotkamy. Znów będziemy w gronie przyjaciół. Znów zobaczę ich uśmiechy.

-Kieran... - szepnęła Emily - Tak bardzo mi jej ... ich brakuje.
-Oh - mocno ją przytuliłem - Nie płacz. - Pogładziłem delikatnie jej głowę - Wszystko się ułoży. Nie martw się.
-Tak bardzo ją kochałam... czemu ona ... umarła...
-Uwierz mi, każdy ją kochał. Umarli, żeby być razem... żeby żyć szczęśliwie bez żadnych sporów, zrozum. Tam im będzie lepiej - powiedziałem wpatrując się cały czas w ozdobioną przez kwiaty trumnę Dean'a - Kiedyś ich spotkamy, przysięgam.
-Boże, Kieran - zacieśniła uścisk, a ja dalej wpatrywałem się ze łzami w oczach w obie trumny

*Vanessa's Pow*

Wszędzie widzę biel. Tu jest tak pięknie. Tutaj nie ma żadnych problemów. To jest najwspanialsze miejsce, gdzie tylko mogłam się znaleźć - Niebo. Jestem tutaj szczęśliwa z Deanem. Wiem, że wszystko sobie wybaczyliśmy i umiemy docenić to, że mamy siebie nawzajem. Tutaj nam nic nie grozi. Jesteśmy bezpieczni. Trzymamy się razem i to jest najważniejsze. Trzy dni minęły od naszej śmierci, a ja czuję jakby to było kilka godzin... Czasem myślę sobie, czy ci, którzy żyją tam na dole, za mną płaczą. Może cieszą się z mojej śmierci ? Może tylko na to czekali ? Tego nie wiem. Ale jednego jestem pewna. Za kilkadziesiąt lat spotkamy się tutaj wszyscy razem. Znów się zobaczymy i uśmiechniemy do siebie. Teraz wystarczy mi tylko czekać... Czekać w spokoju i z nadzieją, że moi najbliżsi dotrą tutaj. Na razie ja i Dean jesteśmy zdani na siebie, ale już niedługo....


~~~~~~~~~~~~

"Żeby mogli żyć szczęśliwie, musieli umrzeć"
"Kochali się zbyt mocno..."
"Ich miłość przetrwa wszystko..."

"Teraz nic im nie przeszkodzi. Są szczęśliwi..."



"Maybe It's Just He's The One ? "

_____________________________________

Oto i krótki epilog.  A więc chcę wam podziękować za tyle wyświetleń... Ponad 14 tysięcy ! Jesteście wspaniali, ale niestety opowiadanie jest skończone, a ja założyłam następnego bloga, gdzie pojawi się opowiadanie z Kieran'em. (: Linka do Last Chance - opowiadania z Kieranem, będę publikować w zapewne przyszłym tygodniu na twitterze ( mój twitter - @roomieforever ), a także na grupie na facebooku - Room 94 Poland. Znajdziecie je również w zakładce. Mam nadzieję, że zainteresujecie się nowym opowiadaniem tak samo jak tym (: 

Jest mi smutno, zapewne wam również, że opowiadanie jest już skończone. Wszystko ma swój początek i koniec... Oczywiście mogłam pisać to opowiadanie dalej, ale nie miałam weny, was co kolejne rozdziały było mniej i zaniedbywałam bloga ): 

Kocham was i jeszcze raz dziękuję, że czytaliście i co poniektórzy komentowaliście rozdziały ! 
No to co. Czas się pożegnać ):

Napiszcie w komentarzu jakie mieliście odczucia po każdym przeczytanym rozdziale i epilogu. Much love xx