niedziela, 22 grudnia 2013

Chapter twenty two

Mam to przed oczami. Mam to jak Dean leży na środku ulicy z kałużą krwi obok... To, jak jego usta są delikatnie rozchylone i umazane czerwoną cieczą... To, jak powoli oddycha. Dlaczego on to zrobił ? Jaki miał cel ? Chciał umrzeć ? Dlaczego ? ... Zadawałam sobie masę pytań nie znając na nie odpowiedzi. Wciąż siedzę na kanapie, owinięta kocem z milionem zużytych obok chusteczek. Ciągle łzy spływają mi po policzkach, ciągle nie mogę uwierzyć, że on... że jemu mogło się coś stać. Chciałam pojechać razem z lekarzami i z nim do szpitala, lecz nie pozwolili mi. Ani Rose, ani ja nie możemy uwierzyć. Rose daje jeszcze radę ... ale ja ? Ja czuje się, jakbym  straciła coś bardzo ważnego. Nie straciłam go i  wierzę, że nigdy nie stracę, ale to cholerne uczucie w sercu. Czuję, że to ja zawiniłam ciągłymi awanturami z mojej strony. On mnie kocha i poświęciłby dla mnie życie, a ja mam różne wąty. Jestem suką. Nie potrafiłam zauważyć, że Dean wcale nie jest taki jaki kiedyś i że się zmienił. Nie potrafiłam zauważyć, że się stara... dla mnie. Powinnam docenić każde jego wzmaganie i to, że jest przy mnie... Stało się co się stało, ale nie powinnam dłużej myśleć o tej głupiej zdradzie, jeżeli mogę to tak nazwać. W tej chwili liczy się tylko on, mój cały świat.

-Vanessa, jak się czujesz ? - zapytała Rose siadając obok mnie. Miała podkrążone od płaczu oczy, tak jak ja. - Nie martw się. Wszystko będzie dobrze.
-Mam nadzieję Rose. Czemu on to zrobił ? Czemu ? - łza znów spłynęła mi po poliku - Przecież wie, że go kocham...
-Nie pytaj się mnie kochana. Spróbuj o tym nie myśleć. Wiem, że to trudne, ale powinnaś. Nie długo przyjadą tu twoi przyjaciele.
-Skąd wiesz ? Dzwonili ? - zapytałam
-Tak. Odebrałam twój telefon. Przepraszam, mogłam ci go przynieść, ale wiem, że nie dałabyś rady im wszystkiego powiedzieć.
-Nic się nie stało. - powiedziałam

Po chwili zadzwonił dzwonek. Wstałam, po czym podeszłam do drzwi. Biorąc głęboki oddech otworzyłam je. Widząc Kierana, Seana, Kita i dziewczyny następne łzy mimowolnie spłynęły mi po policzkach. Ich twarze nie przypominały wesołych przyjaciół. Byli w tym ze mną. Wiedzą co czuję, przez to, że mój chłopak leży teraz w szpitalu... nie przytomny... z ranami na ciele. Popatrzyłam w oczy Kierana widząc współczucie. Mocno go przytuliłam, co odwzajemnił. Wkrótce wszyscy wykonaliśmy grupowy uścisk. Zaprosiłam ich do środka. Wszyscy oprócz Kierana usiedli wygodnie na kanapach. Ponownie mnie przytulił i szepnął kilka miłych słówek do ucha, powodując, że bardziej zaczęłam wierzyć, że wszystko się ułoży. Tego mi przecież brakowało. Miłości i miłych słów. Kieran jego bratem i tak na prawdę nie wiem kto bardziej odczuwa jego nieobecność przy nas. Ja czy on ? On kocha go tak jak każdego z rodziny, a ja jako chłopaka z moich snów. Ale nie będę teraz o tym rozmyślać.

-Kieran, tak chcę by on z tego wyszedł ... - powiedziałam w jego szyję, nadal tkwiąc w uścisku - Tak bardzo go kocham ...
-Wszystko będzie w porządku Vanessa. Musi być. - szepnął, gładząc moje włosy - Pojedziesz ze mną do szpitala go odwiedzić ?
-J-ja ? - za jąkałam się - Oczywiście. A inni ?
-Zgodzili się na to, żebyś pojechała tam ze mną. Tylko my. - odparł
-Dlaczego ? - zapytałam zdziwiona. W końcu Sean to też część rodziny, tak samo mogę powiedzieć o Kicie, więc nie rozumiem słów Kierana. Nie będę wchodzić w ten temat.
-Oni nie są na tyle silni. Nie wiedzą jak spojrzą w oczy poszkodowanego Dean'a. Za bardzo go kochają, by mogli widzieć jak cierpi.
-Dobrze, to chodźmy.

***

Jechaliśmy do szpitala około 20 minut, czemu się nie dziwie, bo Kieran pędził z 140 kilometrów na godzinę. Całą drogę przejechaliśmy w ciszy. Nikt z nas nie był gotowy na zobaczenie Dean'a w takim stanie. Pewnie leży teraz taki bezbronny, biedny ... ma zamknięte oczy, a jego serce powoli, ale stabilnie bije. Boje się, że zacznę tam ryczeć i nie będę mogła przestać. Nigdy nie widziałam jego w takim stanie... szczerze nigdy bym nie chciała, ale wyszło szydło z worka. Przez nasze kłótnie próbował się zabić i wiem, że to przez to. Jestem dosłownie pewna. Próbował się zabić .... przeze mnie ? Oh. Nie chcę myśleć w ten sposób, ale jaki był by inny powód ? Przysięgam, że jeżeli on umrze... To ja też. Jestem w ciąży, owszem. W takim razie będziemy we trójkę w niebie. Będziemy szczęśliwi, a najważniejsze... będziemy blisko siebie. Tak będzie najlepiej.

-Vanessa, chodź. - powiedział Kieran wychodząc z auta

Przytaknęłam, po czym wyszłam z samochodu od razu nabierając kierunek - Szpital. Przejście przez ten cały ogromny parking zajęło nam 10 minut. Kieran powiedział, że musi iść na chwilę do recepcji, by ktoś mógł nas zaprowadzić do Dean'a. Poszłam usiąść na kanapę. Nie wierzę, ze jestem tutaj po to, by odwiedzić swojego chłopaka. Nie przypuszczałam, że ktoś mi bardzo bliski będzie mógł zrobić coś tak okrutnego. Po pewnym czasie Kieran wrócił, a młoda blondynka, zapewne pielęgniarka, zaprowadziła nas do sali 54 ... Weszłam jako druga, by po chwili móc zobaczyć jego. Deana. Nie przytomnego blondyna z wieloma siniakami i ranami na twarzy. Jego oddech był nierównomierny, a puls niski. Był taki jakiego go sobie wyobrażałam. Leżał taki bezbronny. Podeszłam do niego, a następnie usiadłam na taborecie przy łóżku. Widziałam jak cierpi. Jak mu ciężko. Wyciągnęłam powoli swoją dłoń, a po chwili delikatnie pogładziłam jego zimny policzek. Tęskniłam za nim. W tym momencie jednego czego bardzo pragnęłam było przytulenie go. Chciałabym mu znów powiedzieć jak dużo dla mnie znaczy... jak bardzo go kocham i przepraszam za wszystko co zrobiłam źle. Za to, że po prostu jest tu dla mnie.

-Vanesaa, ja wyjdę. Pewnie chcesz mu coś powiedzieć na osobności. - odparł
-Dobrze - uśmiechnęłam się lekko

Kieran wyszedł, a ja znów spojrzałam na Deana. Wciąż miałam nadzieję, że otworzy swoje oczy, spojrzy na mnie swoimi brązowymi, lśniącymi tęczówkami i powie ; 'Vanessa... tak bardzo za tobą tęskniłem...'. Wciąż miałam nadzieję, że się odezwie. Ponownie przyłożyłam swoją dłoń do jego policzka i powiedziałam jak bardzo go kocham. Muszę mu powiedzieć tyle ważnych rzeczy. To jest odpowiednia chwila ? Myślę, że tak.

-Dean.. wiem, że mnie nie słyszysz... - westchnęłam - Ale muszę ci powiedzieć coś bardzo ważnego. Proszę, nie opuszczaj mnie. Nie możesz. Jesteś silnym chłopakiem - łza spłynęła mi po policzku - Jesteś bardzo silnym chłopakiem - poprawiłam się - I wiem, że dasz radę. Przeżyjesz. Masz dla kogo. Ugh, tak bardzo chciałabym się usłyszeć. - uśmiechnęłam się przez łzy - Kocham cię... i .. - za jąkałam się - I twoje dziecko również będzie cię kochać. Mimo, że cię nie pozna. Dean... będziesz ojcem. Nie zostawiaj mnie z tym samej. Proszę. Kocham cię skarbie - pogładziłam znów jego policzek - I zawsze będę.


W tej chwili do pomieszczenia wszedł Kieran. Wstałam, a następnie podbiegłam do niego, by go mocno przytulić. Brakuje mi tego. Brakuje mi szczęścia i miłości. Brakuje mi po prostu Deana i jego głos, jego ciepłego ciała. Zaczęłam płakać. Nic nie jest do końca wiadome, ale i tak tak cholernie się martwię. Czuję, że go już straciłam, choć tak się jeszcze nie stało. Niech wszystko się ułoży proszę. Nagle maszyna stojąca obok Dean'a zaczęła piszczeć. Nie wiedziałam co się stało. Kieran wybiegł na korytarz zawołać jakieś pielęgniarki, lekarzy. Po chwili kazali nam wyjść z sali. Co się dzieję ?

-Kieran przytul mnie, proszę cię - powiedziałam, pozwalając, by łzy spływały po moich polikach - Niech wszystko powróci do normy...
-Csii - mocno mnie objął ramionami - Nie płacz Vanessa. Będzie dobrze. Uwierz w to. Postaraj się.
-Tak bardzo go kocham Kieran. Co jak on ... odejdzie ? - powiedziałam
-Nie mów tak. Bądź dobrej myśli Ness.

Po chwili lekarz wyszedł z sali. Kieran uwolnił mnie z uścisku, a ja czułam, że coś złego zaraz się wydarzy.

-Przykro mi ... Ale... - zaczął lekarz - On był za słaby. Jeszcze raz mi przykro, że nie mogliśmy uratować pańskiego brata.

To się kurwa nie dzieje. Cały świat zaczął wirować mi się przed oczami. Miałam w głowie słowa 'Przykro mi...'. Zaczęłam patrzeć się w oczy lekarza. On nie żartował. To nie jest ukryta kamera prawda ? Oni nie chcą mnie w nic wrobić, tak ? On właśnie... umarł. Jego serce w tej chwili przestało bić. Jego oczy już nigdy się nie otworzą. Jego usta nic nic nie powiedzą. Nie obejmie mnie swoim ramieniem. Nie powie, że mnie kocha. On umarł. Już nigdy go nie przytulę. Nie zobaczę jego uśmiechu. To koniec. Wybiegłam ze szpitala z rozmazanym makijażem. Miałam w dupie, że ludzie się na mnie patrzeć, ja cholera jasna, straciłam najważniejszą osobę w moim życiu. Osobę, która mnie przy nim trzymała, pomimo wszystko. Ja kurwa jestem teraz nikim ! Nie mam nikogo ! Właśnie przed chwilą połowa mojego serca odeszła. Czyż nie lepiej, by druga także odeszła ? Biegłam ile sił w nogach. W końcu dotarłam do bardzo ruchliwej ulicy. Obejrzałam się dookoła. Świat był piękny, dopóki nie straciłam Deana. Teraz nie ma kolorów, jest nudny i beznadziejny. Może tam w niebie będzie mi lepiej. Przepraszam. Nam. Będziemy wszyscy we trójkę. Będziemy znów szczęśliwi. Znów zobaczę jego uśmiech. Znów go przytulę. Będziemy razem.

-Niedługo się spotkamy Dean. Niedługo będę razem z tobą kochanie. - powiedziałam, po czym weszłam pod rozpędzone auto.

***

Ciemność. Nic nie widzę. Nic nie słyszę. Po chwili pojawia się jasność. Czyżbym już była w innym świecie ? Czy niedługo zobaczę Deana ?

~~

Widzę. Stoi tam w swojej czerwonej bluzie. Uśmiecha się do mnie, a ja to odwzajemniłam. Znów się widzimy. Podeszłam do niego, aby spojrzeć mu wprost w brązowe tęczówki, które tak bardzo kocham. "Znów jesteśmy razem skarbie. Tym razem nic nas nie rozdzieli"

~~

"Istniejemy na tyle na ile kochamy ..."


_______________________________________

Ostatni rozdział na Maybe It's Just He's The One.... Szkoda : ( Chcę wam podziękować, za tyle wejść na bloga. Za tyle pozytywnych komentarzy, które motywowały mnie do dalszej pracy. Kocham was. Dziękuję, że tu jesteście.
Życzę wam również wesołych świąt ! Mam nadzieję, że spędzicie je w gronie najukochańszych :))
Niedługo powinien pojawić się Epilog, ale nie wiem dokładnie kiedy. Niedługo święta, więc mniej czasu na napisanie, ale spodziewajcie się go pod koniec następnego tygodnia :)
Szczerze ? Płakałam przy pisaniu tego rozdziału. Kto z was również ? :)

                        Czytasz = Komentujesz 

















wtorek, 17 grudnia 2013

Chapter Twenty One

Deszcz moczył moje ubranie. Nie przejmowałam się czy ludzie przechodzący koło mnie myślą, że jestem jakaś biedna. Kompletnie mnie to nie interesowało, a szczególnie w tej chwili. Czułam się zdradzona, nie kochana. Czułam się jak szmata, którą każdy może rzucać gdzie tylko chcę i robić z nią to co chce. Czułam się samotna, a moje serce prawdę mówiąc rozpadło się na malutkie kawałeczki. Nie wiem czy dam radę je pozbierać...

~~
-Ness ! Obudź się, proszę - czułam jak ktoś potrząsa moim ciałem
-Rose ? - otworzyłam oczy natychmiastowo czując ból w brzuchu
-Tak. Jezu dziewczyno. Coś ty robiła tak późno na dworze ? Padał deszcz ! Cała przemokłaś i... i - przerwałam jej, wiedząc, że w każdej chwili może się rozpłakać. Za bardzo mnie kocha.
-Wiem, wiem. Mogłabym umrzeć. - zaśmiałam się
-Nie ! Mogłabyś zachorować. I w ogóle mogło ci się coś złego stać. Wiesz, że o tej porze nie jest tu najbezpieczniej - przytuliła mnie, co odwzajemniłam.
-Rozumiem. Dziękuję, że się mną opiekujesz. A ty co robiłaś o tamtej porze, że mnie spotkałaś ? Hmm ?
-Spacerowałam. Wiesz, że lubię się często przewietrzać. - uśmiechnęła się. Tak, to jest prawda.  - Prześpij się, a przynajmniej poleż.
-Rose, przecież spałam przed chwilą - zaśmiałam się. Czasem zachowuje się jak moja mama.
-Okay. To poleż, a ja idę do sklepu. Potrzebujesz czegoś ? - zapytała
-Nie - posłałam dziewczynie przyjazny uśmiech - Niedługo i tak idę do domu. Nie przejmuj się mną.
-Ness ....
-Rose, idź już - zaśmiałam się

Dziewczyna wyszła. Słysząc trzaśnięcie drzwi byłam pewna, że jestem sama w domu. To dobrze, czy źle ? Z jednej strony dobrze, bo mogę się pomyśleć spokojnie i nie opowiadać Rose o wszystkim co mi się przydarzyło, ale z drugiej strony źle, ponieważ wracam myślami do wczoraj. Widzę przed oczami ten nieprzyjemny widok i czuję, jak coś kuje mnie w serce. Tak strasznie boli. Zdrada. Bo całowanie się z dziewczyną na łóżku, prawie bez ubrań to coś w tym stylu, prawda ? Ugh. Mogłam wrócić później do domu. Nie widziałabym tego wszystkiego ... choć, może między nimi zaszło by coś więcej... Mogłam w ogóle nie wychodzić z tego pieprzonego mieszkania ! Krzyczałam w myślach. Mój chłopak mnie zdradził, helow. To mnie przerasta. Mam coraz więcej na głowie. Niedługo po prostu nie wyrobię i będzie ze mną bardzo źle, a jedyna osoba, która trzyma mnie przy życiu, nie wliczając w to Rose to Dean. Tym razem mu tak szybko nie wybaczę...

***
*Dean's Pow*

Cała noc nieprzespana. Dlaczego ? Vanessa nie wróciła do domu, aż do tej pory... Strasznie się denerwuje, gdyż wiem, że mnie kocha i to co zobaczyła .. ech.. mogła źle o mnie pomyśleć. Nie zdradziłem jej, nie miałem takiego zamiaru. Kurwa. Mówię jak gówniarz, którym możliwe, że jestem. A jestem ? Nieważne. Ważne teraz jest tylko to, by z Vanessą było wszystko w porządku. Kto wie, a może ją ktoś .... zgwałcił, pobił ? Nie wybaczyłbym sobie tego. Ona jest dla mnie tym, co najlepsze w życiu mi się trafiło. Jest moim powietrzem. Bez niej moje życie nie miało by najmniejszego sensu. Założyłem buty na stopy, po czym wyszedłem przed dom. Zacząłem myśleć, gdzie lub, w którą stronę mogła pójść dziewczyna. Nie poszłaby do baru, na dyskotekę ... w tym stanie ? Co ja w ogóle gadam. Po chwili zastanowienia się, pomyślałem, że najlepszym miejscem, gdzie Vanessa mogłaby pójść to dom Rose. Tylko teraz, gdzie ona mieszka... Kurwa. Znów jest jakiś problem.

***

Robiło się już ciemno. Nogi zaczęły mnie boleć, od tych kilku godzin nieustannego chodzenia. Nie wiem gdzie mam jej szukać. Może praktycznie być w każdym miejscu. Może właśnie teraz wróciła do domu, albo odwrotnie... siedzi na ulicy. Co ja narobiłem. Po chwili po drugiej stronie ulicy zobaczyłem podobną do Rose postać, lecz gdy odwróciła się w moją stronę, mogłem spokojnie oznajmić, że to jest ona. Chwilę później za nią stanęła Vanessa, którą poznałem bez problemu. Wyglądała inaczej. Na jej twarzy nie było widać rumieńców... pięknego uśmiechu. Była dosłownie blada i przygnębiona. Zacząłem iść w ich stronę, lecz te uciekły z powrotem do mieszkania. Nim zdążyłem dobiec do drzwi, dziewczyna zamknęła je przede mną. Nic nie mogłem zrobić. Co ? Walić w nie i czekać, aż mi otworzy lub najgorsze, zadzwoni po policję ? Nie. Oparłem się o drewnianą powłokę, by następnie zsunąć się po niej w dół, siadając na schodkach. Życie jest na prawdę bardzo trudne. Czemu nie da się na spokojnie wytłumaczyć dziewczynie, że to było nie porozumienie ? Wszystkie są takie same... chociaż nie powinienem porównywać Vanessy do innych. Ona jest jedyna w swoim rodzaju. Wyjąłem iPhon'a, by po chwili czekać, aż Vanessa odbierze.  Cholera, ma rozładowaną komórkę. Co ja mam teraz zrobić ? Zraniłem ją po raz kolejny. Po raz kolejny zawiodłem i ją i samego siebie. Jestem dupkiem, palantem, skurwysynem ... jestem najgorszym kolesiem, jakiego na swojej drodze mogła poznać Vanessa. Ona na mnie nie zasługuje. Przeze mnie czuje się zraniona, zdradzona. Płacze. Poczułem jak słona kropelka spływa po moim rozgrzanym policzku. Czyżbym teraz ja płakał ? Schowałem twarz w dłonie. Następne krople zaczęły powoli spływać po mojej skórze. Kocham ją całym sercem i pozwoliłem sobie, ją stracić. Jestem cholernym dupkiem ! Krzyknąłem to na głos, mając w dupie co pomyślą sąsiedzi. Nie miałem siły ... rozpłakałem się. Co chwilę wycierałem dłonią oczy, by móc zobaczyć świat. Słona ciecz zasłaniała mi wszystko. Nic nie widziałem. Zamknąłem oczy i płakałem. Ona nie zasługuje na takie życie, a ja nie zasługuje na nią. Wstałem, po czym ponownie wytarłem oczy. Wziąłem głęboki oddech, co miało mi pomóc w rozluźnieniu się. Odwróciłem się twarzą do drzwi, a następnie walnąłem dwa razy w drewnianą powłokę. Krzyknąłem dosyć głośno imię mojej ukochanej z nadzieją, że usłyszy. Na nic. Szepnąłem 'przepraszam', a po chwili odszedłem od drzwi.
Idąc chodnikiem znów po polikach zaczęły spływać mi łzy. Miłość jest okrutna, a zarazem piękna. Dzięki Vanessie stałem się innym człowiekiem. Zacząłem inaczej patrzeć na świat. Zmieniłem się, dla niej. Jest moją gwiazdką na niebie. Jako jedyna z wielu moich dziewczyn zakochała się we mnie tak na prawdę. Pokochała mnie całym swoim sercem, tak ja ją... Mam nadzieję, że tak będzie lepiej. "Kocham cię na zawsze Vanessa ..." powiedziałem wchodząc pod rozpędzony samochód.


*Rose's Pow*

Cały czas wyglądałam przez okno i obserwowałam Dean'a. Na prawdę mi go szkoda. Widać, że Vanessa bardzo dużo dla niego znaczy, a ona nie dała mu nawet wyjaśnić .... Nie chcę się wtrącać w nie swoje sprawy... Ale muszę przekonać Vanesse... musi mu dać kolejną szansę. Może i Vanessa przez niego cierpi, ale też nie może bez niego żyć. Kochają się wzajemnie jak diabli. Spojrzałam jeszcze raz na chłopaka, widząc, że idzie chodnikiem, a następnie skręca w prawo na ulicę. Co on robi ? Chwilę później zauważyłam samochód. Wybiegłam szybko z domu, a w moich oczach zaczęły pojawiać się łzy.

-Dean ! - wrzasnęłam. - Deeeeaaaan !

*Vanessa's Pow*

Wybiegłam zaraz po Rose. Czemu to zrobiła ? Zauważyła coś ? Wychodząc na dwór zobaczyłam tylko czerwony samochód, leżącego Dean'a na ulicy i kucającą na chodniku Rose. Kiedy zorientowałam się co się stało, zaczęłam krzyczeć. Pobiegłam do chłopaka, ujmując go za szyję, a następnie lekko podnosząc głowę. Nadal krzyczałam. Ludzie zaczęli się gromadzić. Auta stawały. Wszyscy dzwonili po różne pomoce. Kurwa czemu to się dzieję. Nagle ktoś mocno mnie złapał, odsuwając od Dean'a. Szarpałam się. Chciałam być przy nim. Tak bardzo go teraz potrzebowałam.

-Nie ! Zostawcie mnie ! - płakałam - Zostawcie....
-Poczekaj tu słońce - powiedziała do mnie kobieta, najwyraźniej lekarz
-Uratujcie go ! Proszę ! - krzyczałam - To mój chłopak ! Uratujcie go ! Błagam was - schowałam twarz w dłonie

_________________________________________

Heyhey :( Rozdział nie za wesoły, co ? Nie rozpiszę się tutaj. Chcę was ( jak zawsze :( ) przeprosić za czekanie na rozdział. Napiszcie co czuliście czytając go. To dla mnie ważne. Much love xx 

                                                     Czytasz = Komentarz

niedziela, 1 grudnia 2013

Chapter twenty

Proszę o przeczytanie notki pod rozdziałem. Ważne xx
______
Siedziałam na łóżku rozmyślając o tym, co mam powiedzieć Deanowi.  Może w ogóle mu o tym nie mówić. Boję się, że nie jest gotowy, na wieść, że zostanie ojcem. W głowie krążą mi różne pytania. Na przykład, czy ode mnie odejdzie albo może będzie szczęśliwy i będzie razem ze mną wychowywać nasze dziecko. Zauważyłam,  że moje dłonie się lekko spociły. Nie mogę o tym za dużo myśleć.  W ten sposób jeszcze bardziej się denerwuje. Po chwili usłyszałam trzasnięcie drzwi.  Czyżby Dean wrócił ? Moje serce przyspieszyło. Nie powiem mu o tym jak na razie. Wstałam, po czym powolnym krokiem zeszłam na dół. Na kanapie ujrzałam Dean'a przełączającego kanały na pilocie. Znów nie ma nic ciekawego w telewizji... Podeszłam do chłopaka, gdy ten mnie zauważył wstał, przytulił, a także pocałował w policzek. Kocham, gdy mnie całuje.  Czy w usta, czy w szyję, czy też gdziekolwiek indziej. Po prostu to uwielbiam. Po chwili usiadłam razem z nim na kanapie. Objął mnie swoim ręką, za to ja położyłam mu głowę na ramieniu. Czy już tak nigdy nie będzie ? Gdy na świecie pojawi się dziecko... będziemy mieć czas dla siebie ? Będziemy cieszyć się każdą wolną chwilą ? Czy w ogóle będziemy razem ? Dość Vanessa ! Nie możesz tak myśleć.  Mówiła mi podświadomość. Nie mogę wciąż myśleć co się wydarzy gdy... ! Nie mogę... to po prostu źle mnie działa.  Powinnam się cieszyć chwilą... póki jeszcze mogę. Oboje możemy. Zamknęłam swoje powieki.  Byłam zmęczona, a w tamtej chwili brakowało mi tylko snu i obecności ukochanej osoby.
***
~~~~~~~
-Mamo ! Tata mi nie chce dać swojej komórki do pogrania... - marudziła Gemma, ciągając mnie za skrawek mojej różowej sukienki.
-A zasłużyłaś ? Nie zjadłaś obiadu kochanie. Tata jest na ciebie trochę zły - powiedziałam, głaszcząc policzek małej -Idź go przeproś i powiedz, że będziesz zjadać obiady do końca, dobrze skarbie ?
-Tak mamusiu.
Gemma wyszła z kuchni, a ja wzięłam się za dekorowanie deseru - galaretki truskawkowej z bitą śmietaną, a także owocami. Ulubione danie Dean'a, a przy okazji Gemmy. Wychowanie dzieci jest takie trudne i męczące. Trzeba ich pilnować, mówić co jest dobre, a co złe. W młodości nie sądziłam, że to jest takie trudne. W młodości... przecież jestem młoda. Nie mam 35 lat. Mam zaledwie 26 i 7 - mio letnie dziecko. Nagle do pomieszczenia wszedł Dean. Pomimo wielu nie powodzeń i nieprzyjemności jakie zaszły w naszym życiu, nie zostawił mnie. Kocha mnie i razem ze mną wychowuje nasza małą Gemme. Najlepszy mężczyzna na całym świecie.
~~~~~~~
***
Obudził mnie jakiś odgłos. Otworzyłam oczy, po czym wstałam do pozycji siedzącej,  rozkładając się po pomieszczeniu. Zauważyłam blondyna, ,stojącego przy komodzie.
-Przepraszam kochanie -wyszeptał, delikatnie się uśmiechając - śpij dalej.
-Nie jestem już śpiąca. Wiesz... miałam śmieszny sen.
-Jaki ? - usiadł koło mnie, zaczynając wpatrywać mi się w oczy - Chętnie wysłucham.
-Śniło mi się, że mieliśmy dziecko. Dziewczynkę o imieniu Gemma.
-Ładne imię -wtrącił się -Opowiadaj dalej.- zaśmiałam się
-I byliśmy szczęśliwą rodziną...Gemma miała duże oczy, o brązowych tęczówkach, takimi jak ty masz. Miała długie blond włosy. Również po tobie. - uśmiechnęłam się lekko, z odwzajemnieniem.
-Gdybyśmy mieli dziecko, też bym chciał by nazywało się Gemma. -odparł - Coś ci jest ? - zapytał zaniepokojony
-Nie nic mi nie jest. Po prostu myślę jakby to było gdybyśmy na prawdę mieli dziecko... Zostawił byś mnie ? Odszedł byś ?
-Ależ skąd.  Nawet tak nie myśl.  Był bym szczęśliwym chłopakiem i ojcem. Byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na całej kuli ziemskiej.  Nie myśl, że bym odszedł.  Nie potrafił bym.  Miałbym wyrzuty sumienia.
-Na prawdę ? - zapytałam. Chociaż wiem, że by mnie nie zostawił. To jest najważniejsze. Dziecko musi mieć ojca.  - Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham.
-A ty nie wiesz jak bardzo mi na tobie zależy.  Kocham cię i zawsze będę.  Będę zawsze z tobą Vanessa  Zawsze.
-Nawet nie wiesz jak mi ulżyło Dean. Na prawdę.  - powiedziałam lekko się uśmiechając.
Nie mogę uwierzyć, że jestem dla kogoś bardzo ale to bardzo  ważna. Kiedyś nie sądziłam,  że tak będzie. Myślałam,  ze jestem okropną, brzydką dziewczyną, o krzywych nogach i nikt nigdy mnie nie zechce. Myślałam, że nie zajdę w ciążę... że nigdy nie poczuję jak to jest wychowywać własne dziecko.  Myślałam, że nigdy nie za znam smaku prawdziwej miłości, która darzy właśnie mnie i Dean'a. A jednak. Pocałowałam chłopaka delikatnie w czoło,  po czym powiedziałam, że idę na spacer. Muszę się trochę przewietrzyć. Założyłam swoje czerwone vansy na stopy, po czym wyszłam z domu. Letni wiaterek delikatnie rozwiewał moje włosy w różne strony świata. Co chwilkę lekko przymykałam oczy i myślałam o przyjemniejszych rzeczach. Duże jezioro i przyjaciele,  których zostawiłam tam w Weston-Super-Mare. Czy to jest przyjemniejsza myśl ? Nie wydaję mi się.  Znów mi smutno. Na prawdę muszę mieć ciągle zmiany nastrojów ?
***
*Dean's Pow*
Wstałem z kanapy. Musiałem pofatygować się do drzwi frontowych, by je otworzyć. Kogo tutaj niesie ? Na pewno nie Vanesse. Przecież ona ma klucz. Otworzyłem drzwi zauważając jakąś piękną blond dziewczynę. Długie, kręcone włosy rozłożone po obu ramionach i piękny uśmiech sprawiły, że  w
na moich policzkach pojawiły się dołeczki. Zaraz. Czemu ja tak zareagowałem ? Nie powinienem.
-Hej - odparła.  Ma słodki głos.  Jeżeli taki może w ogóle istnieć.
-Cześć.  Kim jesteś ? - zapytałem widząc na jej twarzy zakłopotanie. Tylko dlaczego ?
-Przyjaciółką ... - przerwała.
Po chwili za dziewczyną stanął Luke. Co. Luke ? Tutaj ? To żarty ? Co on tutaj robi i skąd wie, że tutaj dziś będę ? Śledzi mnie czy co ? Nienawidzę skurwysyna za to co stało się tam, na imprezie. Przez niego o mało co straciłem najważniejszą osobę w moim życiu. Wyjechał i nie przeprosił.  A powinien.  Bo wie jaka ona jest dla mnie ważna.  Oddałbym za nią życie. Jest drugą połową mojego serca.
-Siema stary - poklepał mnie w ramię.
-Cześć.  Czego chcesz i skąd wiesz gdzie mieszkam ... - krzyknąłem - gdzie mieszka Vanessa ?
-Ma się sposoby - zaśmiał się,  co sprawiło,  że chciałem go uderzyć. - Nie denerwuj się.  Przyszedłem przeprosić.  I to nie jest zasadzka Dean. 
-Źle usłyszałem ? Luke przyszedł mnie PRZEPROSIĆ -podkreśliłem słowo 'przeprosić'.
-Ech ... tak. Przeprosić we własnej osobie.  Już ? Sztama ?
-Niech ci będzie. A ta dziewczyna to ? - zapytałem spoglądając na blondynkę,  która właśnie przygryzała wargę. Odwróciłem wzrok.  To źle na mnie działa.
-Jest nowa w gangu, do którego już nie należysz.
-Jestem Marina - odparła dziewczyna zabawnie trzepocząc rzęsami.
-Dean. Miło mi.  - A jest miło ?
-Mi również - znów przygryzła wargę. Musi to robić ? Huh ? - Możemy wejść ?
-Chyba tak.  - odparłem niezdecydowany, wiedząc iż Vanessa wróci będzie zaskoczona.
Wszyscy weszliśmy do mieszkania. Marina i Luke usiedli na kanapie, za to ja poszedłem na chwilę na górę,  by zostać przez chwilę sam i przemyśleć czy dobrze zrobiłem wpuszczając ich tutaj. Zresztą nie mam nad czym dumać, bo nie zejdę i ich nie wyproszę. Chociaż takiego skurwiela jak on można tak potraktować... Podszedłem do okna, a następnie przez nie wyjrzałem, by sprawdzić czy Vanessa jeszcze nie wraca. Przeczesałem palcami włosy, a następnie odwróciłem się, chcąc wrócić na dół do 'gości'. Przede mną stała dziewczyna... jak ona... Marina. Położyła swoje dłonie na moim torsie, nie spuszczając wzroku z moich oczu.

-Wyglądasz na fajnego mężczyznę. - odparła, oblizując usta. O co jej chodzi ?
-Taa - mruknąłem, nie wiedząc czy podziękować, czy po prostu to olać.
-Pewnie jesteś też dobry w łóżku. Tak samo jak ... Luke - szepnęła.
-Dość. - popchnąłem ją lekko i poszedłem z powrotem na dół. Co ona sobie wyobrażała mówiąc takie słowa ?

Blondyn siedział na kanapie robiąc coś na swoim iPhonie. Zauważając mnie uśmiechnął się. Nie wiem czy miał jakiś plan wobec mnie, czy po prostu był miłym gościem, który się uśmiechnął. Obstawiam pierwsze. Lecz co mógłby znów planować ? Co prawda przyszedł tu, nawet nie wiem z jakich powodów, zabrał ze sobą jakąś laskę, która chciałaby bym ją przeleciał. No może wygląda to trochę dziwnie. Trochę.

-Luke. Ogarnij tą swoją laskę. Okay ? - powiedziałem miłym tonem.
-Czemu ? - zaśmiał się - Zaproponowała ci seks czy co ? - zaśmiał się głośno. Nienawidzę go takiego. W ogóle go nienawidzę.
-Coś w tym stylu. Vanessa może być tu w każdej chwili. Nie chcę by sobie coś pomyślała, a poza tym już raz ją prawie przez ciebie straciłem.
-Okay, okay. Marina ! - krzyknął. 

Po chwili dziewczyna stała tuż obok mnie. Znów oblizywała wargi, patrząc się na mnie. Niech się popatrzy na Luke'a. 

-Ej, Marina zostań tu. Wrócę do was za 15 minut - powiedział Luke. 
-Z przyjemnością - odparła lekkim głosikiem

Luke wyszedł, a my zostaliśmy sami. 

*Vanessa's Pow*

Po 30 minutowym spacerze postanowiłam wrócić do domu. Mimo, że chodziłam po mieście krótko, to i tak bolą mnie nogi. Gdy doszłam do mieszkania otworzyłam drzwi. Wyjęłam iPhona z kieszeni i położyłam go na stoliku w przedpokoju. Zdjęłam Vans'y i poszłam na górę. Wszystkiego czego teraz pragnę to spokój, cisza i długa kąpiel w ciepłej wodzie. Mam ochotę zapomnieć o wszystkim i dać się ponieść rozkoszy. Weszłam do pokoju, ale to co tak ujrzałam nie było przyjemne. Natychmiast wybiegłam z pomieszczenia zalewając się łzami.

_____________________________________________________

Heyhey ! Przepraszam was za moją nieobecność. Za to, że bardzo długo nie dodawałam rozdziału, ale opuściła mnie wena. Zatrzymałam się w miejscu i nie mogłam napisać, ani jednego zdania :( Nienawidzę kiedy tak się ze mną dzieję. Wiem, że wtedy was olewam. Zapewne niektóre osoby bardzo wyczekują na kolejny rozdział, a kiedy jest już termin, jego nie ma. Ugh. Przepraszam was jeszcze raz. Ale za kilka rozdziałów skończę to opowiadanie i wezmę się za drugie. Mam nadzieję, że chociaż kilka osób nadal jest ze mną i z tym opowiadaniem...  Że nadal kilka osób czyta to beznadziejne opowiadanie. Kocham was i jeszcze raz bardzo przepraszam. Much love xx + Jak już zapewne zauważyliście szablon się kompletnie zepsuł. Gify również. Nie wiem jak do tego doszło, ale trudno :( Niedługo powinien być nowy szablon, któy wam się spodoba. xx


***

Jeżeli ktoś to przeczytał, to proszę o pozostawienie komentarza. To dla mnie wiele znaczy, a chcę wiedzieć czy ktoś tu jeszcze jest, pomimo mojej nieobecności (: xx